sobota, 24 czerwca 2017

sam początek

Cała zabawa zaczęła się w styczniu 2017. Nowa praca wprawdzie daleko od domu, ale zapowiada się ciekawie. Świętujemy więc pizzą i białym winem. W nocy okazało się, że posiadam woreczek żółciowy, który postanowił przemówić do mnie w sposób skuteczny, bo bolesny. I to nawet bardzo. Wiele godzin spędzonych na szpitalnym krzesełku i skierowanie na zabieg. Super... Tylko, że ja jestem przywiązana do każdej części swojego ciała i z żadną dobrowolnie się nie rozstanę. Skierowanie do torebki. Tup tup do domu.

Kilka tygodni drakońskiej diety, dwie wizyty na ostrym dyżurze, kolejne rady pozbycia się problemu szybko i radykalnie, podtrzymująca na duchu informacje, że inni żyją latami bez woreczka.

Zaczęłam drążyć temat, szukać innych rozwiązań, przepytywać znajomych, kopać w internecie. Czytałam, rozmawiałam,zastanawiałam się, czytałam... I tak przez kilkanaście bardzo długich wieczorów. Mnóstwo bełkotu, sprzecznych informacji, indoktrynacji o charakterze światopoglądowym przemieszanej z faktami. Dżizas, kto tu prowadzi we właściwą stronę? I wymyśliłam :)

Z początku strzępy luźnych informacji poukładały się w kierunek ku zmianie sposobu odżywiania. Dużo czasu zajęło mi wyrobienie sobie zdania, co robić, od czego zacząć, czyje teorie i praktyki przemawiają do mnie najbardziej i które wiążą się z najmniejszym ryzykiem. Wegetarianizm? Rezygnacja z mleka? Odrzucenie zbóż?

Dużo będzie musiało się zmienić.

PS
Postanowiłam dodać również trochę informacji na tematy, które mnie bezpośrednio dotyczą lub których jestem częścią - najbliżsi, hobby...
Taka sobie prywata :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz